Queen Charlotte Track - dzień III
Następnego dnia ulubione "full Kiwi breakfast" i espresso
W międzyczasie zauważyłem jak kucharz zerwał kilka cytryn z drzewa obok restauracji.
Może to niedzielny poranek,
a może perspektywa godzinnego podejścia na ostatni 15 km odcinek szlaku,
a może brak taksówki wodnej do Picton z końca szlaku
- ostatecznie postanowiłem spędzić przedpołudnie w Lachmara Lodge.
W sumie rzadko ma się okazję popływać kajakiem w tak malowniczym miejscu
- cały sprzęt znalazłem w szopie po lewej stronie.
Po kajakach czas wracać do Picton - wodną taksówką.
Szlak został już daleko w tle.
Picton to urocza i cicha mieścina o czym świadczy zamknięty posterunek policji.
Jak również mały ruch samochodowy - tak mały, że nie ma tutaj sygnalizacji świetlnej.
Samochody jeżdżą w rytm cumowania promów. Picton to furtka do Wyspy Południowej.
Bulwary nad zatoką są generalnie puste - choć zadbane i bardzo egzotyczne.
Znalazłem ładny kościół - co ważne - rzymskokatolicki.
W Nowej Zelandii katolicy to zdecydowana mniejszość (14 proc. społeczeństwa).
Dominują anglikanie i przeróżne kościoły protestanckie z prezbiteriami na czele.
Natomiast 1/3 społeczeństwa deklaruje całkowity brak wyznania.
Co ciekawe, Maorysi mają swój chrześcijański odłam religijny - Ratana założony na początku XX wieku przez niejakiego Tahupōtiki Wiremu Rātana,
który miał wizje podobne jak J. Smith u Mormonów.
Kościół był cichutki i pusty, a przy tym otwarty na oścież
- można było wszędzie chodzić i zaglądać - od ołtarza po konfesjonał.
A wszędzie biblie, książki z psalmami i różne broszury
- pełne zaufanie, że nikt nic nie ukradnie ...
(proszę zwrócić uwagę na wiszące pod sufitem prostokątne grzejniki).
Ogłoszenia parafialne były pisane nie przez proboszcza, ale Radę Parafialną,
która informuje o codziennych sprawach związanych z funkcjonowaniem świątyni m.in.
dostosowaniem kościoła do standardów geodezyjnych
(obecnie budynek jest sklasyfikowany jako niebezpieczny podczas trzęsienia ziemi - poniżej).
W ogóle świeccy w kościele w NZ mają znacznie więcej do powiedzenia niż u nas:
- rozdają komunię i to pod dwoma postaciami (nie tylko hostię, ale i wino -
stoi Pan/Pani i podaje kielich z winem do picia,
a później wyciera starannie brzeg kielicha białą chustką),
- zbierają pieniądze na tacę (tzn. podają tacę, a ona krąży po kościele)
- rozdają komunię i to pod dwoma postaciami (nie tylko hostię, ale i wino -
stoi Pan/Pani i podaje kielich z winem do picia,
a później wyciera starannie brzeg kielicha białą chustką),
- zbierają pieniądze na tacę (tzn. podają tacę, a ona krąży po kościele)
- niosą procesyjne dary do ołtarza (w tym tacę z pieniędzmi)
i oczywiście czytają wszystkie czytania bez Ewangelii.
A ksiądz przed i po mszy stoi w kruchcie
i z każdym się wita często zagadując przybyłych wiernych
- bardzo mi taki model otwartości kościoła odpowiada ...
Prom przypłynął czas wracać do Wellington ...
Opuszczam małe, ciche Picton przytulone do okolicznych stoków.
Droga morska do Wellington zajmuje około 3 h.
Na promie atrakcją były transport owiec i bydła w otwartych ciężarówkach.
oraz zachód słońca
Za tym przesmykiem jest już Cieśnina Cooka.
Ostatnie skałki Marlborough Sounds ...
i pożegnanie z Wyspą Południową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz