Strony

czwartek, 22 listopada 2012

 Queen Charlotte Track - dzień II

Następnego ranka dzień zaczynam od full English breakfast + mocna kawa.
Dziś do pokonania ponad 30 kilometrów szlaku z dwoma podejściami na ok 400 m npm
- orientacyjny czas pokonania trasy 9 h


Niestety widok z okien Punga Coves nie nastraja optymistycznie 
- pada rzęsisty deszcz, a chmury przetaczają się po okolicznych wzgórzach.
Wzgórza generalnie niewysokie 600-800 m npm
 przypominają Góry Świętokrzyskie - tylko brak tutaj gołoborzy  ;)


Pijąc kawę zapoznajemy się ze szczegółową trasą ...
Ruszamy z Punga Cove od razu z mocnym podejściem na punkt widokowy 
a później grzbietami wzgórz aż do ...


... Lachmara Lodge - gdzie jest zarezerwowany następny nocleg, 
co oznacza w praktyce zejście ze szlaku (40 min dodatkowej trasy)


Całe szczęście, jak wyruszałem na szlak o 10h26 (22h26 w Warszawie) dosłownie przestało podać - wprost nie mogłem uwierzyć, 
bo przygotowałem się na ostre smaganie deszczem ;)

Czas przywitać się ze szlakiem - wielkie liście paproci, skąpane w porannym deszczu.


Przyjmuję do wiadomości orientacyjne czasy przejścia 
- z Torea Saddle mam jeszcze ok 2,5 godziny do naszego noclegu.


Deszcz ustał ale miejscami zamienił szlak w sieć strumyków.
Gliniane podłoże stało się śliskie,
ale dwa dobre kijaszki w rękach pozwoliły maszerować dalej bez przeszkód.


Tym bardziej, że jna pierwszym punkcie widokowym "złapałem" w końcu zasięg GSM
- dostałem dwa SMSy od kochanej Elizy, że m.in.
Erni liczy na paluszkach niedziele 
do powrotu Dadusiaka ;) 


Chmury powoli ustępowały - krajobraz w kierunku Wyspy Północnej (do Wellington 53 km).


A z drugiej strony zbocza mała zatoczka...


Szlak urozmaicały takie oto naturalne rzeźby ...


Dochodzę do głównego punktu widokowego - a tam widok nieziemski ...


Dla fanów nauk ilościowych, tudzież geografii - dodatkowo odległości ...


OK teraz no comment ;)





Idę dalej, w końcu na szlaku małe polonica (do Warszawy 17 138 km).


Idę, idę i tylko szumią paprocie - generalnie mało jest ludzi na szlaku - średnio 5 os/1h


Ostatnim rzutem migawki uchwyciłem prom powracający do Wellington.

Czas na pierwszy postój w Black Rock Shelter - jest woda-deszczówka, a stoły i ławki w środku.


Czasami szlak zamienia się w zieloną ścieżkę - ale generalnie jest dobrze utrzymany.


Na jednej z przełęczy koło Portage Resort - pomnik upamiętniający żołnierzy z okolicznych wiosek, którzy zginęli w I Wojnie Światowej.

Generalnie I Wojna Światowa jest tutaj znacznie bardziej zapamiętana niż II, gdyż więcej Nowozelandczyków oddało życie za Koronę Brytyjską jako wierni poddani.


W czasie II Wojny Światowej Japończycy byli za dalekonawet, aby zbombardować miasta w Nowej Zelandii, nie mówiąc o inwazji- dlatego też stacjonowało tutaj bardzo dużo wojsk amerykańskich szkolących rekrutów.


Później Amerykanie przerzucali żołnierzy na pobliskie wyspy Pacyfiku m.in. z Wellington wyruszyły siły desantowe do walk o wyspę Guadalcanal w archipelagu Wysp Salomona. Kto czytał lub oglądał "Cienką czerwoną linię" ?


Dla prowincjonalnej Nowej Zelandii wojska amerykańskie z całą logistyką to była prawdziwa sensacja - również obyczajowa z dużą liczbą par mieszanych ;) "Yankee boys + Kiwi girls"


(między nami Polakami: Kiwi girls nie są szczególnie urodziwe ;) )



Zostało już tylko 2 h drogi do celu.
W Nowej Zelandii - wszędzie są paprocie - dosłownie i ...


... i w przenośni
















I w ten sposób dotarłem do Lachmara Lodge (na dole) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz