Jesteśmy z powrotem w Nowej Zelandii
- to już sama końcówka pobytu, ale bardzo interesująca z geologicznego punktu widzenia.
Zapraszam do odwiedzenia Tongariro National Park (środek Wyspy Północnej)
Można tutaj podziwiać na szlaku dwa czynne wulkany tj.:
Mount Ngauruhoe 2,291 m (na lewo)
Mount Ruapehu 2,797 m (na prawo)
oraz Mount Tongariro 1,978 m (na lewo od Ngauruhoe)
Pod koniec listopada na kilka dni przed zaplanowanym wyjazdem do parku
ostatni z powyższych wulkanów - Tongariro
po raz drugi w tym roku dał znać o swojej sile.
Co zresztą przyczyniło się do bardzo dużych opóźnień w ruchu samolotowym w NZ
i mieliśmy tego dnia ponad 3h opóźnienia w locie z Auckland
Pyły wulkaniczne pokryły pobliską okolicę.
A turyści zostali ewakuowani ze szlaków - z resztą sami uciekali w popłochu.
film poniżej tego postu.
Tak wyglądała chmura pyłu nad Nową Zelandią podczas pierwszej erupcji w sierpniu br.
Co się dzieje obecnie z Tongariro można sprawdzić przez: webcamerę
Wyruszyłem na szlak wulkaniczny o świcie
z jednej z licznych schronisk w okolicy
- od mojego schroniska w promieniu 5 km nie było innych zabudowań
Niestety z powodu erupcji cztery dni wcześniej najbardziej spektakularne przejście
Zdecydowałem więc na podejście możliwie blisko do wulkanu Ngauruhoe
od strony Tama Lakes (dół mapy)
Cała okolica pozbawiona lasów przypominała step pokryty trawą i krzewami.
Nota bene w odróżnieniu od półpustynnego stepu preria jest pokryta wysoką trawą.
Oczywiście Departament of Conservation zadbał o odpowiednie wyznaczenie szlaków.
Poranne spotkanie z Tongariro (lewo) i Ngauruhoe (prawo).
Tongariro jest niepozorny na tle majestatycznego Ngauruhoe
- wynika to z rodzaju wyrzucanej lawy - im bardziej lepka tym wulkan szybciej "rośnie".
Nota bene mimo że Tongarito i Ngauruhe sąsiadują ze sobą nie jest potwierdzone,
że są tworzą system naczyń połączonych.
Szlak nie był trudny tylko nużąco długi - od czasu do czasu tylko z małymi atrakcjami.
Mimo że na stepie nie ma rzek - tutaj pojawiały się różne strumyki
biorące bieg z topniejących śniegów na Ruapehu (w głębi)
Można nawet nieco wypocząć nad wodospadem.
Na Ruapehu jest dosyć rozbudowana infrastruktura narciarska.
Polecam obserwację jak mimo pewnej monotonii wyraźnie zmienia się szata roślinna
na tym wulkanicznym płaskowyżu.
Coraz więcej znaków działalności wulkanicznej
- poniżej zastygłe zwały dawnej rzeki lawy.
Po kilku godzinach Dolne Tama Lake osiągnięte.
Na lewo coraz bardziej księżycowy krajobraz Ngauruhe.
Na prawo w głębi ośnieżony najwyższy z wulkanów Ruapehu.
Peter Jackson wykorzystał księżycowe krajobrazy w ostatniej części Władcy Pierścieni
- wówczas Ngauruhe "zagrało" Górę Przeznaczenia.
Wiele jest miejsc Nowej Zelandii, w kórych kręcono Władcę Pierścieni (a teraz Hobbita),
ale poniższe zdjęcia wskazują jak mocno wiele krajobrazów zostało odpowiednio
zmodyfikowane w grafice komputerowej.
I tak idąc w kierunku Góry Przeznaczenia - ale bez pierścienia tylko z obrączką ;)
dotarłem do Górnego Tama Lake.
Zarówno Dolne jak i Górne Tama Lake to wypełnione wodą dawne kratery.
Na potwierdzenie moich słów zamieszczam zdjęcie obu jezior z lotu ptaka.
Jest coś magicznego w obcowaniu z zastygłymi potokami rozpalonej niegdyś lawy.
Czas na kolejną panoramę z widokiem na płaskowyż.
Wspinam się coraz wyżej - szlak się skończył na początku Górnego Tama Lake
Następne zdjęcie są więc nieoficjalne, ale cóż się nie robi dla Czytelników bloga ;)
Poniżej obywa Tama Lakes i Ruapehu
a Ngauruhe coraz bliżej - niestety oddziela mnie od niego dosyć strome urwisko.
Jednak nie odmówimy sobie wszyscy przyjemności zajrzenia do krateru ;)
Jestem już całkiem wysoko - kompletnie sam.
Jednak nie ma dużych stromizn - wszędzie zalega wulkaniczny żużel i pył
więc jedyna niedogodność to zapadające się po kostki buty
w miękkie wulkaniczne podłoże - roślinności już generalnie brak.
Śnieg to dobra okazja do uzupełnienia zapasów wody.
... i kolejna samsungowa panorama
- żałuję że nie odnalazłem tej funkcji wcześniej.
Dawne/niedawne dolina rzeki lawy
Ngauruhoe miał 45
erupcji w XX wieku - ostatnia w 1977 r.
Ngauruhoe z
bliska - wije silny wiatr i czasami słychać łoskot spadających kamieni.
Rzut oka w przeciwną stronę na Ruapehu.
A na koniec wulkaniczna trójka z Nowej Zelandii:
Tongariro - Ngauruhoe - Ruapehu